Niestety, w czasie naszej wieloletniej działalności zdarzały się także bardzo smutne momenty. Kilku naszych Przyjaciół odpłynęło na wieczną wachtę. I choć były to dla nas ciosy w samo serce, to jednak wierzymy, że nadal śpiewają razem z nami, kładąc kamień węgielny pod inny Chór. Gdzieś tam…
Jacek chciał być szczęśliwym Człowiekiem. I przeżył swoje życie szczęśliwie. Może czasami potykał się ze Szczęściem, ale na ogół te potyczki wygrywał. Kochał muzykę. Grał na skrzypcach tak, że nie sposob było jego gry przeoczyć. Ale czasami, kiedy chciał, był wirtuozem skrzypiec. Dostarczaył swoim graniem wielu prawdziwych wzruszeń. Lubił ludzi. Wszyscy, którzy Go pierwszy raz spotykali, stawali się Jego fanami, nawet jeśli nie wiedzieli, że jest także Muzykiem. Był spolegliwy i uważny. Słuchał, a kiedy mówił, niczego rozmówcom nie narzucał. Miał naturę filozofa. Postrzegał świat jako miejsce do zawiązywania przyjaźni, miejsce do biesiadowania, miejsce do wspólnych wyprawy żeglarskich. Nie był Człowiekiem bez skazy. Miał wady, jak każdy z nas. Wybaczał je wszystkim i po cichu liczył, że Jemu też będą wybaczone. Odszedł przedwcześnie. Bardzo Go nam brakuje.
Waldek Mieczkowski
Zbyszek Gajewski
Stanisław Wawrykiewicz, rocznik 1953, sopocianin z urodzenia, muzyk z zamiłowania, turysta,
niezrównany wykonawca ballad Mirosława Hrynkiewicza, przy własnym, klasycznym akompaniamencie gitarowym, znany wszystkim, mającym styczność z nurtem piosenki turystycznej, po długich namowach zasilił szeregi Chóru swym pięknym, ciepłym basem oraz nietuzinkową osobowością.
Tych, którzy nie wiedzą kim był, z czego słynął, odsyłam do Wikipedii oraz archiwów
na stronach Ogólnopolskiego Turystycznego Przeglądu Piosenki Studenckiej Bazuna (bazuna.org.pl),
której był jednym z prawykonawców oraz Ogólnopolskiej Turystycznej Giełdy Piosenki Studenckiej
w Szklarskiej Porębie (gieldapiosenki.pl), gdzie był jednym z Szarych Łosi Giełdowych.
Niejeden z chórzystów, zwłaszcza starszych, uczestniczył w czasach studenckich w owych przeglądach
i miał w pamięci Staszka jako wykonawcę, gwiazdę, wreszcie jurora. Mało kto wie, że chłopiec
w podkolanówkach i grubych okularach, występujący w dziecięcym chórku towarzyszącym Czerwonym Gitarom
w piosence “Anna Maria”, to również Staś. Aż tu nagle po czterdziestu latach potrafił odnaleźć się
w klimatach szantowych. Miło więc było występować z Nim na wspólnej scenie.
Ponieważ posiadał również zdolności informatyczne oraz dobrej klasy sprzęt nagrywający,
zamieszczał opracowane przez siebie nagrania z prób na chórowym forum, co znacznie ułatwiało
chórzystom przyswajanie repertuaru.
Stanisław był niezwykle towarzyski i przyjacielski. Zawsze stanowił centrum tradycyjnych, nocnych śpiewów
przy ognisku, gromadząc wokół siebie grupkę fanów, a zwłaszcza fanek.
Dzięki Niemu turystyczne biwaki w górach i na spływach kajakowych, na których bywał, nie rozbrzmiewały ogólnie znanymi przebojami typu “Ukraina”(Hej sokoły!), ale wartościowymi, nastrojowymi piosenkami poetyckimi. Szczególnie zaś pięknie brzmiała “Ballada o oceanie sinowłosym”, wykonywana przez Staszka
na pokładzie “Zawiszy Czarnego”, w trakcie chórowych rejsów.
Staszek Wawrykiewicz był też wielkim miłośnikiem jazzu. Zawsze zachwycał się talentem Joanny Knitter,
którą nazywał swoją wychowanką i często informował towarzystwo o kolejnych krokach i sukcesach Asi
na drodze jej edukacji i kariery. Wielka szkoda, że teraz, kiedy Chór nagrał płytę z towarzyszeniem właśnie Joanny, Staszek już nie uczestniczył w tym wydarzeniu.
Staszka można było spotkać tam, gdzie słychać śpiew, zatem niewątpliwie dobre miał serce.
Nie okazało się jednak ono wieczne. Zawiodło Go 7 lutego 2018 r. w trakcie sesji fotograficznej wschodzącego słońca, na molo w swoim ukochanym Sopocie.
Chociaż na turystycznym szlaku preferował Staszek wędrówki po górach lub spływy kajakowe,
to jednak pochłonęło Go morze i odpłynął jak marynarz. Do Hilo.
Marek “Tuć” Sławski
Żeglarz, miłośnik szant i pieśni kubryku.
Od 2012 roku członek Męskiego Chóru Szantowego “Zawisza Czarny” w sekcji barytonów.
Autor dwóch książek: “Zza kulis. 5 lat Męskiego Chóru Szantowego “Zawisza Czarny” (2012-2016)” oraz “Na wodzie i na brzegu”.
Lecz przede wszystkim Rysiu był cudownym, ciepłym człowiekiem.
Wspaniałym kolegą i przyjacielem, na którym zawsze można było polegać – nomen omen – jak na Zawiszy.
Był jednym z coraz rzadziej w dzisiejszych czasach spotykanych gentlemanów w pełnym tego słowa znaczeniu.
Szarmancki, życzliwy, zawsze z szacunkiem do drugiego człowieka. Wierny danemu słowu i wyznawanym przez siebie wartościom.
Otwieram jedną z podarowanych mi przez Rysia książek. Czytam dedykację: “Ada, obym został Twoim ulubionym grafomanem – Rysiek”.
Jesteś Rysiu. Jesteś…
Zamykam oczy i pierwsze, co widzę to TEN uśmiech. Charakterystyczny, promienny, “robiący dzień”.
Do zobaczenia Rysiu. Gdzieś tam…
Adriana Siwińska